czwartek, 31 października 2013

Już październik przeminął...


Już za chwilę październik odejdzie do lamusa. Powiało ciepłem, że miło, w porywach do 20 stopni! Nie było w tym jednak ani krzty efektu cieplarnianego. Nobliści od globalnej gorączki, powinni oddać nagrody. Rozsądek powoli wraca. Propaganda cieplarniana jest w odwrocie i tylko nieszczęsne opłaty emisyjne pozostały. Nasz biedny kraj jest na nie skazany. Z nakazu europejskich idiotów, już za chwilę zrezygnujemy z krajowego węgla, na rzecz straszliwie drogiej energii odnawialnej. Logika nakazywałaby opierać gospodarkę kraju na najtańszych źródłach energii. Dla Polski najbardziej ekonomiczny jest węgiel, którego złoża wystarczą na setki lat. Współcześnie nie ma problemów z budową „czystych” elektrowni węglowych. Pozostaje mieć nadzieję, że rozsądek zwycięży i głupawe emisyjne dyrektywy odejdą do lamusa! Pożyjemy zobaczymy. Logika mądrych ludzi, coraz częściej bierze górę, rozgorączkowana sekta traci wyznawców. Noblista i niedoszły prezydent Al Gore z rzeszą nawiedzonych, cały czas rozpaczliwie szuka cieplarnianych argumentów, ale niewiele z tego wynika. Rozsądni mówią, dwutlenek węgla emitowany przez człowieka jest tylko niewielką cząstką tego, co „produkuje” przyroda, m.in. lasy tropikalne.
Obserwowane obecnie ocieplenie, nie jest spowodowane przez nadmiar CO 2, emitowanego przez człowieka, a jedynie naturalnym cyklem w dziejach Ziemi. Proste i bardzo logiczne. Zbadano i udowodniono, że w ciągu prawie 4,5 miliardów lat istnienia naszej planety, amplitudy temperatur były tutaj bardzo duże. Ziemia w ciągu swej długiej historii przeżyła już wiele okresów totalnej zmarzliny i piekielnego gorąca.

Jako zdeklarowany zwolennik permanentnego lata, pogody jak na Wyspach Kanaryjskich, wszystkim czytającym życzę!

Spałowali nad ranem

Pobili Pana Posła, ojojoj. Policja jest po to aby egzekwować prawo. Mają pały i jak trzeba, to ich używają. Najgorsze co może nas spotkać, to strach funkcjonariuszy przed konsekwencjami interwencji. Już coś takiego przerabialiśmy, kiedy z milicji zrobiła się policja i wszelkie siłowe rozwiązania były be. Co jest w tym zdarzeniu, niebezpieczne, że znowu zaczną się bać! Dla wszystkich oburzonych misiów, popatrzcie na bezwzględność, a przez  to skuteczność, działania policji w USA.

HALLOŁIN


Hallołin, bardzo fajne święto. Oswaja ze śmiercią, nie dając złych skojarzeń. Czemu wyklęli je hierarchowie, nie wiem.
Katolik ze mnie cotygodniowy i jak pamiętam, jeszcze 10 lat temu nikt z ambony zabawy z dyniami nie wyklinał. Zmieniły się władze i trzeba? Naprawdę, do zwolenników Joanny Senyszyn nie należę, chociaż znam osobiście i mogę powiedzieć, że kobieta z jajami! To jednak tej szalonej nagonki, na dziecięce wygłupy, nie rozumiem. Miłego świętowania, życzęJ

środa, 30 października 2013

Mój mjusik


Muzyka mojej młodości, to przeboje z UKF, czyli programu III Polskiego Radia (Muzyczna Poczta UKF, czy ktoś to pamiętaJ), a czasami z Radia Luxemburg, jako namiastki innego lepszego świata.
 Jestem dziecięciem post bitlesowskim. W trakcie apogeum The Beatles, byłem za młody na zachwyty. Dlatego też nie są to rytmy mojego ucha. No może jedna piosenka:


Młodzieńcza muzyka, to słodycz lat siedemdziesiątych, mało teraz już z tego pamiętam(starość),
ale np. Paper Lace (nie wiem czemu) 


oczywiście ABBA, cóż od nich, ano to:


niezapomniane chwile przy muzyce Boney M i ich szalonego tancerza: 


W mojej taśmotece (kaseciak MK 125) miałem też najdłużej obecny na europejskich listach przebojów hit, POPCORN:


 Ciężkie brzmienie mniej mnie interesowało, ale co bardziej ambitni Koledzy nagrywali „rąbanki” , więc się słuchało , bardzo nobilitowała dogłębna znajomość  Deep Purple, sztandarowe dzieło, 
to Smoke on the Water:


Jedyny „ciężki zespół” jaki z własnej woli słuchałem, to Jethro Tull , najulubieńszy kawałek:
 „Ciężkie Konie”:-)


Zwykle wolę słuchać muzyki lekkiej, łatwej i przyjemnej, a do takiej zaliczam zespół Dire Straits,


i trochę marudne Procol Harum:


Lata minęły, muzyczne mody też, co mi zostało z tych lat, Simon i Garnfunkel!!!  Najlepsza płyta na świecie ” Simon & Garnfunkel  Greatest Hits”, 19 września 1981 mieli swój sławny koncert w Cental Parku.To się nigdy nie znudzi:


Współcześnie, z polskich, dużym sentymentem darzę, niejakiego Kilijańskiego:


Stacje radiowe, szczególnie prywatne, to obecnie trajkotki bez treści. Nie mogę tego słuchać.
Teraźniejsza Trójka, smakuje jak popłuczyny, po tej z przełomu lat, 60. i 70.
Jedyne radio, które włączam w samochodzie, to RMF Classic, i innego nie będę!
Posłuchać miło muzyki filmowej i klasycznej muzyki  pop, Panów Straussów,Mozarta, Lehara i innych.




PS. Rąbanki słucham czasem: 

wtorek, 29 października 2013

Normandia z odrobiną Bretanii


Oszalała wichura zrywa dachy i pustoszy wybrzeża Anglii i Francji. Kanał la Manche zawirował. Normandię, zalewają morskie bałwany. Ta północna kraina, wsławiona bitnością swego wielkiego władcy, Wilhelma Zdobywcy, jest miejscem bardzo interesującym turystycznie. To tutaj wieki temu (966 r.) na przybrzeżnej wyspie wzniesione zostało sanktuarium Michała Archanioła. Oryginalna nazwa sanktuarium to po łacinie Mons Sancti Michaeli in periculo mari (Wzgórze Świętego Michała w niebezpiecznym morzu) lub Mont Saint-Michel au péril de la mer (po francusku).
Od 1879 roku, do opactwa prowadzi 1800 metrowa grobla. Wyjątkowo zaborcze w tych rejonach, przypływy raz na dobę oblewają skały okalające wyspę. W porach przesileń zimowo-wiosennych i jesienno-zimowych, gwałtowność przypływów jest tak wielka, że w przeszłości zdarzały się przypadki zatonięcia pielgrzymujących do sanktuarium pątników. Woda naciera wtedy z prędkością galopującego konia i nie sposób przed nią uciec. Co prawda nie zanotowano ostatnio żadnego, śmiertelnego utonięcia, jednak zatonęło tam już wiele, źle zaparkowanych aut.
Inna ciekawostka dotycząca Opactwa sięga czasów niesławnej pamięci Rewolucji Francuskiej, wtedy zaślepieni nienawiścią do Kościoła oprawcy przerobili klasztor na więzienie dla 300 opornych księży. Swą pierwotną funkcję sanktuarium odzyskało dopiero ok. roku 1863. La Mont Saint- Michel jest drugą po Paryżu najchętniej odwiedzaną atrakcją turystyczną Francji. Obiekt piękny i malowniczy, godny polecenia.
          Normandia, to również miejsce wydarzeń z historii II Wojny Światowej, świadek lądowania aliantów dnia 6 czerwca 1944 roku. Przy plażach, które spłynęły krwią stoją teraz muzea, a w okolicznych wioskach bielą się krzyże wojennych cmentarzy. Interesującym miejscem dla zwiedzających jest miasteczko Sainte-Mere-Eglise. Tutaj w nocy z 5/6 czerwca, jeszcze przed desantem morskim, zrzucono amerykańskich spadochroniarzy. Jeden z nich zaczepił spadochronem o dzwonnicę kościelną i zawisł. Cudem przeżył, chociaż pod jego stopami trwały zażarte walki. Na pamiątkę zdarzenia, na kościelnej wieży do dzisiaj powiewa spadochron z manekinem w amerykańskim mundurze. Jako że miasteczko wyzwolili spadochroniarze, do herbu miasta dodano po wojnie dwie białe czasze.
           Normandia, to nieskończenie bezgraniczne plaże. Raz na dobę, morze odchodzi tam za horyzont. W miejscu gdzie jeszcze przed godziną szumiały fale, pozostaje ubity mokry piach. Fachowa nazwa zjawiska, to: „duży skok pływów morskich, który dochodzi nawet do 14 m różnicy poziomów”. Mówiąc językiem ludzi, możemy suchą stopą chodzić po morskim dnie, które już za kilka godzin będzie ponownie zalane 14 metrową głębią. Niesamowite, prawda?
         Normandia, to kraina świeżych małż, ostryg i Calvadosu. Małże i ostrygi hoduje się w morzu, wykorzystując dobowe odpływy. Hodowle umieszczone w głębokiej wodzie na drewnianych palach, są raz dziennie bezproblemowo doglądane.
 Największą gwiazdą regionu jest jednak Calvados, król tutejszych gorzelni. Jabłkowe brandy pędzi tu każdy szanujący się chłop. Następnie wlewa je w firmowe butelki, etykietuje i za słoną cenę sprzedaje na miejscowym jarmarku.
         Normandia to królestwo jabłek, więc produktów jabłczanych jest tutaj pod dostatkiem. Na dolnych półkach sklepowych na przykład, króluje Cidre, słaby gazowany jabcok.

 Najbardziej boli, że z polskich jabłek wychodzą nam tylko tanie wina. Co prawda ostatnio widziałem rodzimej produkcji cydr, jednak jego cena była mocno zaporowa - 11 zł.!

Co jeszcze warto, zobaczyć w okolicy? Ja bardzo lubię St. Malo, okoloną murami niegdysiejszą twierdzę morską. Można też wpaść na chwilę do wczasowego Dinard i obejrzeć oryginalny w kształcie pomnik Alfreda Hitchcocka(stoi na jajku, a na ramionach ma PTAKI).  Trochę dalej na zachód, jest prześliczne Dinan. Jednak te miasta to już inny, równie ciekawy region Francji, Bretania.

 

poniedziałek, 28 października 2013

Ja tylko pytam


      Jedna z ostatnich informacji zeszłego tygodnia. Niemieckie koncerny medialne mają 90 proc. udziałów polskiej prasy regionalnej. 
Czwarta władza w Polsce w rękach naszych sąsiadów, z zachodu, śmiać się czy płakać?! Szczegół istotny, większość tytułów to najbardziej poczytne gazety na terenach naszych „Ziem Odzyskanych”
       Banków pozbyliśmy się trochę wcześniej i w 90 procentach są one własnością naszych przyjaciół z różnych stron świata, śmiać się czy płakać?!
       Duże sklepy, sieci handlowe, w większości sfrancuziałe, zyski transferowane nad Sekwanę. Ciekawostka, dużo mówiąca o Francuzach. Tak mocno chronią swój rynek, że nawet wózki sklepowe, te do pchania, są produkcji francuskiej, o telefonach wewnętrznych i zewnętrznych w hipermarketach już nie wspomnę. Nowy potentat, Biedronka, wiadomo, Portugalczycy.
Polskie sieci, kuleją, kuleją, kuleją, no może Żabka urośnie, albo inne OdiDo wystrzeli w hiperprzestrzeń sklepową, zobaczymy.
       Telekomunikacja Polska SA, była kiedyś taka firma, parę lat temu kupił ją za francuskie pieniądze(banki francuskie udzieliły kredytu) niejaki Kulczyk i na pniu odsprzedał Francuzom. Teraz to się nazywa Orange. Narodowe firmy telekomunikacyjne, czy takie są, różnie to bywa w Europie, ale np. Francuzi, Niemcy i Hiszpanie pilnują krajowych pakietów większościowych. My nie.
        Przemysł stoczniowy, ostatnie dźwigi w Stoczni Gdańskiej rozmontowane, został jeden, jako zabytek.  Teraz na terenach po stoczniowych jest muzeum, a za chwilę będzie nowoczesna izba pamięci, pompatyczne Europejskie Centrum Solidarności. Szczątkowa produkcja jeszcze się tam tli, ale cwani Ukraińcy(obecni właściciele), którzy coś tam „dłubią” wyciągają łapki po dotacje.  Oczywiście budowa prostych statków jest nieopłacalna. Tylko do cholery, czemu stocznie w byłej NRD mogą być dotowane przez państwo i produkować statki – przecież to się nie opłaca! Nie wiem nie znam się, tylko naiwnie pytam. W czym Rostok jest lepszy od Gdańska?
       Nauka Polska, ta dziedzina, powinna być kołem zamachowym dla gospodarki .Żeby odbić się od dna, trzeba szalenie dużo łożyć na innowacje. Z perspektywy prowincjonalnego Gdańska, wgląda to dosyć dziwnie. Uniwersytet Gdański w kooperacji z Uniwersytetem Medycznym wznosi piękne szklane domy, m.in. Wydział Biotechnologii. Politechnika Gdańska nie pozostaje w tyle, niedawno otwarto nowy piękny budynek o dumnej nazwie Centrum Nanotechnologii.
Ładne to wszystko i bardzo estetycznie komponuje się z krajobrazem architektoniczny miasta. Tylko jedno małe pytanie, jak rozłożono proporcje, ile wydano na budynki, a ile na rzeczywiście innowacyjne badania? Nie wiem, nie znam się, tylko pytam.
      Przestrzeń mojego miasta pięknieje z każdym dniem, wzdłuż głównej arterii komunikacyjnej Gdańska, ul. Grunwaldzkiej, jak grzyby po deszczu wyrastają naprawdę ładne biurowce. Miłe dla oka, swym blichtrem wspaniale wypełniają, dotychczas bezbarwne kwartały miasta. Czy zostaną zapełnione najemcami, to problem dla inwestorów, ale nie tylko, trzeba przyznać z uznaniem, dość konsekwentnie wspieranych przez władze samorządowe regionu. Plany włodarzy,  ściągnąć do Gdańska jak najwięcej central biurowych, wielkich koncernów, zaproponować preferencyjne warunki, niech się zadomowią. Na początek, plan dobry. Jednak biura, centrale księgowe, call centra, to najbardziej labilne rodzaje działalności, najłatwiej je zamknąć i szybko przenieść w bardziej opłacalne rejony świata. Koszt żaden, bo to tylko wartość zakupu nowych mebli i komputerów(koszty osobowe przy dobrze spreparowanych umowach są bez znaczenia).  
       Największą bolączką dzisiejszej Polski, jest coraz dotkliwsze kurczenie się produkcji przemysłowej, oprócz konsekwencji  budżetowych,  z wielką siłą narastają problemy społeczne, w postaci nie kontrolowanego już teraz bezrobocia, a to przekłada się na demografię. Póki co jesteśmy w ślepym zaułku!
        Od spraw kraju, do problemów mojego miasta, kilka pytań i życzenia, żeby działo się dobrze. Miejmy nadzieję, że zdarzy się cud i Polska wydostanie się z otchłani gospodarczej zapaści. Może będą to łupki, a w dziedzinie innowacji wynalazki takie jak grafen! OBY!!!

 

 

 

 

sobota, 26 października 2013

Dziś zmiana czasu

Dziś zmiana czasu. Sprawiedliwość jest tylko na równiku i okolicach. Wschód Słońca ok 6, zachód ok 18 i tak przez okrągły rok. Żadnych problemów z adaptacją, białymi i świętojańskimi nocami.  U nas jednolita  i szeroka strefa czasowa, niektórym przyciemnia poranki, a niektórym wieczory. Wschodnia część kontynentu jest dzienna z rana, a zachodnia dzienna z wieczora. Różnica w godzinach wschodu i zachodu słońca pomiędzy skrajnymi częściami Polski wynosi ponad pół godziny. Dzisiaj Słońce w Białystoku wzeszło o godz. 7.11, a zajdzie o 17.10, natomiast w Szczecinie o 7.46 i 17.44. I jeszcze przykład dwóch miast europejskich  znacznie oddalonych od siebie. Dzisiejsza aktywność słoneczna  w Bratysławie, wschód 7.25, zachód 17.45, a w Paryżu, wschód 8.25, zachód 18.42. Różnica wynosi prawie godzinę. Moje typy, zimą wolę opcję zachodnioeuropejską, czyli ciemne poranki dłużej jasne wieczory . Natomiast wiosną i latem zdecydowanie, opcja wschodnia, czyli jak najwcześniejszy świt! Szybkiej adaptacji do czasu zimowego życzę!
PS. Zupełnie nie na temat, polecam bardzo dobry wywiad z prof. Kieżunem w ostatnim numerze tygodnika W Sieci – nr 42/2013 oraz  filmowe wypowiedzi Profesora  nt. sytuacji w kraju, zamieszczone na YouToubie.

piątek, 25 października 2013

Aktor nie musi być mądry...


Żyjemy w dziwnym kraju. Amerykańska aktoreczka filmowa, niejaka Sharon Stone, została przedwczoraj, z wielkimi honorami, przyjęta przez najwyższe władze RP. Paranoja jest z Playboya i Nagiego Instynktu! Ludzie czy to nie jest chore!
     W mediach głównego nurtu o najważniejszych problemach Polski, wypowiadają się aktorzy!!! Paranoja ma twarz Olbrychskiego i Kondrata. Od lat powtarzam, aktor nawet najlepszy, nie musi być mądry, wystarczy żeby dobrze grał. Każdy ze współczesnych komediantów, gra, wciela się w wiele różnych postaci, geniuszy, łotrów, świętych, taki już ma zawód. W swoim zawodzie jest lepszym lub gorszym rzemieślnikiem. Na scenie, w filmie zawsze mówi cudzym głosem, głosem autora dramatu, scenariusza. Niektórzy, ci najgłupsi, najbardziej próżni, zapominają, że to jest tylko pozór, gra. Role sceniczne mieszają im się z rzeczywistością. Taka aktorska schizofrenia pomieszana z próżnością, często prowadzi do wiary we własny geniusz. Co poniektórzy, zaczynają wyrażać publiczne opinie na sprawy, których kompletnie nie rozumieją. Zapominają, że prawdziwa mądrość ze szkół aktorskich się nie wywodzi, a już na pewno, większości aktorów, do tuzów intelektu zaliczyć nie można. Z drugiej strony, aktorstwo to zawód wielkiego ryzyka i trzeba mieć duży dystans do siebie, aby nie wpaść w niszczący najbliższych samozachwyt.
 
PS. Mamy kilku bardzo mądrych aktorów, ale oni do studiów telewizyjnych, ze swoimi    opiniami(na każdy temat), się nie pchająJ 

czwartek, 24 października 2013

Kompletnie odleciane, kosmiczne wariacje


Podróże międzygwiezdne, statkiem kosmicznym, tak, czy nie? Życie ludzkie jest zbyt krótkie, aby dotrzeć do Proxima Centauri lub alfa Centauri A, najbliższych nam gwiazd. Odległość ponad czterech (4,22) lat świetlnych pozostaje poza zasięgiem człowieka. Uzyskanie prędkości światła przez jakikolwiek ludzki wehikuł jest nie osiągalne. Czy jest prędkość większa od światła, naukowcy mówią nie. Ignorancko mówię, nie wiadomo. Przecież nie znamy jeszcze wszystkich prawa fizyki i do końca świata ich w pełni nie poznamy. Prymitywne podróże w kosmos lokują człowieka na Księżycu, w najbliższym czsie jest szansa na Marsa. Jakże to jednak  niepoliczalnie mały, mikronowy wręcz krok w skali całego kosmosu. Czy jesteśmy skazani na tak ograniczony horyzont poznania. Na pewno nie!!! Już za kilka, może kilkanaście lat, odkryte zostaną nieznane nam prawa fizyki, a na ich bazie powstaną Gwiezdne Wrota. Z istoty podobne do tych z filmów i seriali sci-fi. Kreatywność ludzka jest niebotyczna, dlatego nie może ograniczać nas kosmiczna przestrzeń Wszechświata. Gwiazd w naszej galaktyce jest ok. 200 – 400 mld, ale Droga Mleczna to tylko średni ich zbiór. Uciekający we wszystkich kierunkach Wszechświat wypełnia ok. 100 mld(ilość w obserwowalnym Wszechświecie, w rzeczywistości może być o wiele, wiele większa) galaktycznych zbiorowisk. W przestrzeniach galaktycznych krążą tajemnicze, zapadłe w nicość, wypalone gwiazdy, tzw. czarne dziury. Te tajemnicze obiekty, są inspiracją dla pisarzy sci-fi, którzy w ich otchłani, znajdują drogę do innych odległych światów, światów z „krańca nieskończoności”.  Marzenia i fantazja, to tylko straż przednia armii dzisiejszych genialnych badaczy kosmosu. Badania i teoretyczne modele, to domena współczesnych fizyków, astrofizyków i kosmologów, a wśród nich takiego geniusza jak Stephen Hawking. Jak na razie przełomu nie ma. Cierpliwości, już za kilka, kilkanaście lat, człowiek porzuci śmieszne podróże „kosmiczną dorożką” na Księżyc i Marsa, na rzecz prawdziwej eksploracji najodleglejszego Wszechświata.


PS. Podróże w czasie, są kompletnie nierealneJ

środa, 23 października 2013

Porterówka - coś na jesienne wieczory

Polska wódką stoi, a i gatunkowych pojawiło się ostatnio wiele. Naszą sławną Żubrówkę podobno wykupili Rosjanie (Białostocka Wytwórnia Wódek)! Wśród różnych smaków nie zauważyłem PORTERÓWKI. Oto rodzinny przepis na nią:

- dwie łyżki stołowe cukru stopić na karmel,
- do garnka wlać dwie butelki piwa porter (0,66 - 1,0 l), dodać karmel, wsypać 1/4 - 3/4 szklanki cukru i cukier waniliowy do smaku - ilości piwa i cukru wedle uznania, ja preferuję 1l piwa i 1/4 szklankę cukru, po prostu nie lubię za słodkich napojów:-) - całość wymieszać i zagotować,
- po lekkim ostygnięciu wlać 1/2 l spirytusu(o mocy 90proc.alk.) i znowu wymieszać,
- wlać do butelek i pozostawić na kilka dni celem "przegryzienia"

PS. Uwaga mocna rzecz, nie spożywać w większych ilościach!

wtorek, 22 października 2013

Chiny, przereklamowany kolos


Chiny nigdy nie będą prawdziwym mocarstwem. Większość wybitnych ekspertów jest przeciwnego zdania. Ja twierdzę, że nigdy to nie nastąpi. Czemu, a czy widział ktoś kraj sterowany przez komunistów, który osiągnął ostateczny sukces gospodarczy, bo ja nie. Eksperci powiedzą, ale Chiny, to obecnie kraj rzutkich biznesmenów i gospodarki rynkowej. Nic bardziej mylnego, w rzeczywistości na poziomie strategicznym i operacyjnym cały czas rządzą bonzowie z Komunistycznej Partii Chin. Współczesne Chiny to kraj z wielką rezerwą gotówki, ale w większości zacofany, a bogate enklawy biznesowe, których pionierem był Szanghaj, to wyspy na oceanie biedy i zacofania. Wielkie ilości tanich i tandetnych produktów zalewających cały świat, oraz produkcja markowych firm przynosi Himalaje gotówki. Jednak pieniądze, to nie wszystko, trzeba je umiejętnie inwestować. Czy zaślepieni eksperci nie widzą, że współczesne Chiny prawie nie łożą na innowacje, a to jest jedyna droga do ekonomicznej potęgi. Nie wszystkie patenty są do kupienia i nie wszystko da się wykraść. (Zresztą innowacyjność, to również pięta achillesowa współczesnej Rosji, kraju bez mocarstwowych szans, żyjącego ze sprzedaży kopalnych bogactw.). Moja wizja przyszłych Chin, za ok. 20, 30 lat kraj rozpadnie się na hiper bogate enklawy. Te super bogate księstwa, będą samodzielnie rządzone przez potomków dzisiejszych sekretarzy partyjnych i ich rodziny. Oczywiście najokazalsze owoce będą dla tych najbardziej bystrych, którzy zdołają wykorzystać swoją obecną przewagę i uwłaszczą dla siebie co najlepsze kąski. Najbiedniejsza i bezwartościowa, a zarazem największa część kraju będzie pozostawiona sama sobie, gnijąc powoli, coraz szybciej tracąc jakiekolwiek znaczenie gospodarcze i polityczne.

Zakładając taki scenariusz, nie należy jednak zapominać o potencjale militarnym Chin i Rosji, tych glinianych kolosów, które w trakcie ostatecznego upadku mogą sięgnąć po swoje prymitywne zasoby broni chemicznej, biologicznej i jądrowej i jednym naciśnięciem guzika zgasić światło na całej kuli ziemskie!

PS. Przykład złego inwestowania niebotycznych pieniędzy, DUBAI.
Jeszcze dwadzieścia parę lat temu była tam smutna i cicha pustynia. Teraz jest bajkowa i gwarna kraina ze szkła i stali. Za dwadzieścia parę lat zostanie z tego betonowa pustka wśród piasków Sahary.



poniedziałek, 21 października 2013

Za oknem mglisto i deszczowo, brr


Za oknem mgła jak na obrazie Moneta, z londyńskim parlamentem w tle, a może jak ze słynnego filmu Carpentera! Jednym słowem bryndza. Zawsze zastanawiam się jak przeżyć ten najgorszy miesiąc roku, listopad. Najlepiej byłoby go przespać, jednak chyba się nie da. Przełom zimowy nadchodzi wraz ze zmianą czasu, gdy gwałtownie skraca się dzień. „Uroczyste otwarcie” to Wszystkich Świętych i Zaduszki, niezbyt miłe święta. Potem szczęśliwie mamy coś ekstra, 11.11, ale cóż to za Dzień Niepodległości, w deszczu i chłodzie. Najkrótszą drogą do grudnia, tak z zamkniętymi oczami najlepiej. No, a grudzień, to już perspektywa Bożego Narodzenia i nowe otwarcie!
Słonecznego tygodnia, ewentualnym czytelnikom, życzę.

PS. Kilka lat temu w ostatnim dniu października, na potężnej bryle sklepu IKEA w Gdańsku- Matarni, wywiesili radosny napis „Wesołych Świąt” – już w następnych latach wesołych zaduszek, Szwedzi nam nie życzyliJ

sobota, 19 października 2013

Pogoda dla biegaczy - na dobry początek


    Bieganie, to dla mnie najlepszy antydepresant. Kto nie wierzy nich spróbuje, wiem, co mówię, bo w swoim życiu już trochę przebiegłemJ Dowód na stronie: http://nikeplus.nike.com/plus/activity/running/FeliksLangenfeld/lifetime/#graph
Nie zarejestrowanych pozostaje zapewne drugie tyle kilometrów.
    Dopóki biegasz w miarę systematycznie, mózg nie broni się przed wysiłkiem fizycznym i wszelkie aktywności są łatwe a nieraz bardzo przyjemneJ. Jeśli nie masz dolegliwości sercowych a układ kostno- mięśniowy pracuje normalnie, warto zacząć.
    Podstawą są buty, niestety nie można biegać w byle czym! Butów do biegania jest w bród i przypuszczam, że wszystkie są porównywalnie dobre. Ja wiele lat temu wybrałem jedną markę i dobrze mi z tym. Najważniejsza sprawa nie przepłacaj, czyli nie kupuj nowości, po pół roku od premiery cena spada o jedną trzecią i wtedy już można. Najlepiej kupować w firmowych outletach, bo tam jest najtaniej. Wybór trochę skromniejszy, bo kolory raczej z tych najmniej popularnych, ale z numeracją zwykle nie ma problemu. Dla prawdziwych biegaczy to nie problem, bo przecież nie trenujemy dla szpanu. Ważne,nie kupuj butów droższych niż za 100 dolarów.
Druga rada, zawsze pamiętaj o rozgrzewce przed bieganiem, zaczynaj biegać własnym tempem i tylko tyle na ile Cię stać, bez forsowania, to ważne. Na początku dystans nie ma znaczenia, może to być tylko pół kilometra, od czegoś trzeba zacząć.
     Biegaj po równej i stabilnej nawierzchni, czyli unikaj duktów leśnych (wielkie prawdopodobieństwo zwichnięcia stopy) ja preferuję nadmorski trotuar. Podobno beton i asfalt szkodzi stopom i stawom, ja tego nie zauważam, bo wszelkie twardości amortyzują moje buty. Jedyny mankament asfaltu, to szybsze zużycie bucików. Co prawda moje najlepsze przebiegły ze mną 1600 km, ale przeciętnie wystarczają na ok.400-500 km betonowej trasy.
     Częstotliwość biegania, nie przesadzajmy, wystarczy raz w tygodni, można częściej, ale pamiętaj, nie wpadnij w nałóg biegacki, bo to jest niezdrowe! Najważniejsza jest systematyczność. Nie katuj się przy złej pogodzie, nie biegaj po deszczu i w zawierusze. Wiosną i latem możesz śmigać częściej, bo to miłe i relaksujące.
     Pora dnia do biegania, dowolna, ja lubię puste przestrzenie, czyli wczesny ranek, najlepiej przed wschodem słońca. Nadmorski trotuar jest wtedy pusty i nie muszę slalomować między spacerowiczami.
      Prowadź statystykę swojej aktywności, zapisuj datę, może nawet godzinę i czas biegu. Ja od wielu lat zapisuję dodatkowo temperaturę powietrza przed startem i rodzaj pogody, ot taki kaprys. Mam już sporą dokumentację sięgającą 1994 roku. Wcześniej tego nie robiłem, a teraz żałuję. Dodatkowo od trzech lat rejestruję swoją aktywność na stronie internetowej Nike plus – wygoda duża. Na początku korzystałem z krokomierza tej firmy sprzężonego z chipem w moim bucie. Ostatnio używam zegarka z GPSem, mam z tego dodatkową frajdę w postaci rejestracji moich tras na googlowej mapie.  Zdecydowanie namawiam na zegarek „z satelitką”
Nie polecam konkretnej firmy, jest ich wiele na rynku i wszystkie mają swoje strony do rejestracji aktywności biegowej. Średnia cena zegarka to ok. 400 – 500 zł. Dosyć zabawnie jest w przypadku Nike, strona biegowa cały czas dopinguje delikwentów do większej aktywności, zrozumiałe, zrozumiałe, im większa aktywność, tym częstsze zakupy nowych butów Jeżeli nie chcesz inwestować w czasomierz z GPS. lub inne urządzenie do pomiaru odległości, wystarczy, że zapisujesz czas biegu. Rachunek jest prosty. Przeciętny człowiek maszeruje ze średnią prędkością 5 km/h, a biegnie dwa razy szybciej(circa), czyli 8 - 10 km/h. Tak, więc średnie tempo biegu przeciętnego człowieka wynosi 6 - 7 (trasa 1 km, jest pokonywana w 6 - 7 min.).
      Jeśli chodzi o inne akcesoria, jak spodenki, koszulki, bluzy i spodnie, nigdy nie kupuję szpanersko firmowych. Podejrzewam, że wszystko produkują w tej samej fabryce w Chinach, a w zależności od zamówienia naklejają na wyrób odpowiedni znaczek. Nie warto przepłacać, firmowe wyroby zużywają się tak samo szybko jak te bez znaczka, a nie markowe są o ok. 2/3 tańsze. Np. odblaskowa koszulka do biegania, markowa ok. 80 -120 zł, nie markowa ok. 25-30 zł.
      Najważniejsze, kupowane sprzęty muszą być przeznaczone dla biegaczy, czyli odprowadzające pot na zewnątrz, a te na zimniejsze dni dodatkowo winny chronić przed wiatrem. Bardzo rozsądne cenowo ubranka dla biegaczy widziałem ostatnio w Lildu, dobre są też sprzęty z Tchibo, ale tam najlepiej poczekać na dosyć częste przeceny. O jedno proszę nie kupujcie w tych sklepach butów!!!  Buty niestety muszą być markowe, to jest gwarancja zdrowia dla waszych stawów i kości!!! Miłych treningów, do zobaczenia na trasieJ
 

PS. Na koniec, prawdziwa historyjka, brata mojego kolegi. Gość zamówił w Chinach cały kontener butów sportowych(zapewne podróby). Nie pamiętam, adidasa czy pumy. Kontener przypłynął, rozładunek ok, odprawa celna bez zakłóceń, wszystkie papiery w porządku. Towar trafił do magazynu, otwierają pierwszy karton, buty ładne i solidne. Niestety mają jeden niewielki feler, góra jest od Adidasa, a podeszwa od Pumy(i tak w całej partii).
To naprawdę nie jest dowcip.

piątek, 18 października 2013

PPK, czyli Piątkowa Pełnia Księżyca


Pełnia, pełnia, pełnia, full moon, czy fool moon, coś w tym jest! Krótkie spanie, podenerwowanie, a dla słabszych psychicznie totalne zawirowanie. Przybytki nocne mają urwanie głowy, ze wszystkich stron miasta wypełzają bestie i omiatają szalone głowy. Kolega pracujący w nocnym lokalu mówi, że najgorsze są właśnie noce z pełnią w tle. Wariaci, podekscytowani i podchmieleni odkrywają swoje drugie mniej lub bardziej skrywane oblicze. Nie wierzyłem, ale teraz wierzę, spoglądam na ludzi w czas pełni i jest trochę inaczej niż normalnie. Na pewno nie wierzycie, popatrzcie dookoła, może jednak coś w tym jestJ

Jednak spójrzmy też na drugą lepszą stronę tego stanu.

Duży księżyc na niebie jest prawie zawsze gwarantem słonecznej pogody, jeśli planujecie imprezy plenerowe, proponuję kierować się jego fazami. Sprawdza się prawie zawsze, nawet dzisiaj, słońce za oknem świeci pięknie, chociaż z rana nic na to nie wskazywało.

I jeszcze dla zapominalskich, w kwestii, czy jesteśmy przed, czy po pełni. Proste i jasne jak Księżyc w pełni! Jeśli na niebie widzimy Pana K. w kształcie "D", to znaczy że się dopełnia, a jak w kształcie "C", to biedaczek "cienieje"!!! 

Co dzisiaj gramy, Sonatę Księżycową czy Dark Side of The Moon? Ja wybieram Pink Floydów, bo Beethoven to bardziej na Zaduszki.

SŁONECZNEGO  ŁIKENDU

czwartek, 17 października 2013

Czwarty wymiar demokracji


  • Stwierdzono, że demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu.
    • Indeed, it has been said that democracy is the worst form of government except all those other forms that have been tried from time to time.

       Ten wyświechtany cytat z Churchilla jest chyba najbardziej znaną apoteozą demokracji. Wyboru nie mamy, bo przecież na drugim krańcu czai się zniewolenie poprzez wszelkiej maści mniej lub bardziej obrzydliwe dyktatury. Racja, racja, ale, ale!

Fundamenty demokracji wg Monteskiusza, to władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Dwa pierwsze parlament i pośrednio rząd wybiera lud w wyborach powszechnych i w ten sposób teoretycznie je kontroluje. Sądy z założenia powinny być obsadzane przez najlepszych i bezstronnych prawników, a rozwiązania prawne winny gwarantować im całkowitą niezależność od dwóch pierwszych. Dążymy do doskonałości i zakładamy, że w normalnej demokracji tak jest. Wielokrotnie dochodzi do wynaturzeń na różnych szczeblach władzy, ale system powinien być tak skonstruowany, że prędzej czy później nieuczciwość i niecność winna być ukarana. Teoria, a no właśnie! Już w starożytności Platon biadał nad nieuczciwością rządzących!

Pamiętajmy, że współczesna monteskiuszowska demokracja podlegająca kontroli ludu, „dorobiła” się czwartej władzy!  Media, dziennikarze, środki masowego przekazu, to czwarta władza, której przedstawiciele kształtują opinię publiczną na całym globie. W dyktaturach środki masowego przekazu, to tuba propagandowa tyrana. W demokracjach, teoretycznie niezależny weryfikator poczynań władzy. Jak jest, czy dziennikarze, media, są strażnikiem naszych swobód i praw? Czy niezależny dziennikarz, to norma, czy ewenement naszych czasów? Zastanówmy się najpierw nad sprawą niezależności, co to znaczy niezależny, czy wielu jest wolnych strzelców, którzy żyją z niezależnego dziennikarstwa, według mnie nie. Czy w wielkich telewizjach, potężnych koncernach wydawniczych można zachować niezależność, wg mnie nie!  Wielkie pieniądze i intratne kontrakty, zabijają duszę!  Co jest najgorsze w tej układance, ano to, że współczesne media kształtują opinię i postawy społeczeństw, natomiast same nie podlegają żadnej kontroli. Większość społeczeństw przyjmuje przekaz medialny bezkrytycznie i jest to tak powszechne, że aż boli!

Mamy więc cztery filary władzy, trzy podlegające weryfikacji, oraz czwartą bezkarną i nie podlegającą odpowiedzialności. Mało tego czwarta władza ma przemożny wpływ na kształtowanie opinii publicznej, a więc jest w stanie odpowiednio ukierunkować maluczkiego wyborcę i wskazać najodpowiedniejszego kandydata do władzy. Na manipulacje i wzajemne przenikania się interesów mediów, służb i władzy najbardziej narażone są młode demokracje takie jak nasza. Jednak reguły nie ma. Podobno, słynna afera Watergate, która wysadziła z siodła Richarda Nixona, była inspirowana przez służby, a tzw. niezależni dziennikarze z Washington Post, byli tylko pożytecznymi idiotami.

Cały mój tekst, to truizm, to wiem, ale czy jest sposób żeby to zmienić? Zapewne z pewnością nie!

 Jedyne rozwiązanie to:

MIEJMY SWÓJ ROZUM, NIE DAJMY SIĘ ZMANIPULOWAĆ!

środa, 16 października 2013

Teorii spiskowej, wycinek jeden

Jeżdżę autem już ładnych parę lat, prawo jazdy mam jeszcze dłużej, ale jednego nie mogę zrozumieć. Silnik spalinowy wynaleziono w XIX w. i zaraz za chwilę zmontowano pierwsze auto. Potem czarna T- Lizzy od Forda zawojowała Amerykę i już tam u nich poszło. Miliony, miliony aut produkcja i sprzedaż szybowała, zbyt na paliwo rósł w szalonym tempie, ropa naftowa rozpoczęła swój tryumfalny marsz przez świat.
Masowa motoryzacja przepłynęła Atlantyk o wiele później, bo dopiero w latach 60. Zachodnia Europa oszalała i każda rodzina jeździła na wakacje Fiatami, Simcami i Volksvagenami. Auta były coraz lepsze, większe i droższe. Prawdziwa motoryzacja przyszła też do nas, ale dopiero po roku 89. samochód zaczął być dobrem powszechnie pospolitym i dostępnym dla prawie każdego (inna sprawa to jakość tych najtańszych aut).
Jednak nasze kochane auta i te Czarne Lizzy od Forda i te najdoskonalsze współczesne, napędzają prawie jednakie silniki !!! Oczywiście róznica w ich sprawności jest niebotyczna, ale fakt pozostaje faktem, patent, czyli spalanie ropy - benzyny w cylindrach jest TEN SAM. W każdej innej dziedzinie postęp mamy niebotycznie geometryczny, a w silnikach totalny zastój. Od ponad stu lat musimy płacić za wydobywaną w coraz większych ilościach ropę naftową, bo nasze auta na wodę nie jeżdżą. Mój nos mówi, ze dopóki ropa będzie przynosiła tak wielkie dochody, bogaczom tego świata, a dodatkowe przychody z akcyz i podatków bedą ważnym elementem budżetów państw, to nowy (a może już stary) wynalazek w postaci silnika na inne o wiele tańsze paliwo nie ujrzy światła dziennego.

wtorek, 15 października 2013

Byłem na Grawitacji w 3D


Dzisiaj, poszedłem na Grawitację. Mój pierwszy film kinowy w wersji 3D. Film wzbudza zachwyt i jest określany przez krytyków jako pierwszy który w pełni wykorzystuje możliwości tej techniki. Nie mnie to oceniać, bo to był mój pierwszy raz:-) Ponieważ wszechświat i obrazki wszechświata zawsze mnie interesowałay, odżałowałem 27  złotych(w tym 3 zł za wypożyczenie okularów) i zasiadłem w prawie pustej sali kinowej - seans 11.30 - Multikino w Gdańsku.
Poniższy opis jest hasłowy ponieważ nie chciałbym zdradzać fabuły, a skróty na pewno będą czytelne po obejrzeniu filmu.

 Oto kilka  moich uwag i spostrzeżeń.

1.       Ruskie i Chińczyki, to straszni bałaganiarze, burdel mają w tych swoich gwiezdnych stacjach, KOSMICZNY.

2.       Ciekawi mnie jak Chińczycy grają w ping ponga (motyw z paletką) w stanie nieważkości, ale to naród z tysiącletnią kulturą , obecnie również  wielkimi pieniędzmi więc zapewne coś wymyślili.

3.       Celem dopełnienia suspensu zabrakło mi rekinów w scenie pod wodą.

Podsumowując, bardzo dobre zdjęcia, koniecznie w wersji 3D, dobra muzyka, ale zdecydowanie za dużo nieszczęść na głowie biednej Sandry B. mówiąc po staropolsku „film fajny, ale dupy nie urywa”J
 
 
 
 

poniedziałek, 14 października 2013

Jesienne bzdety - słowny landszafcick

Poniedziałek, piękna jesień za oknem, aż chce się żyć, ostatnia chwila, aby napełnić słoneczym optymizmem swój mózg. Nienawidzę zimy, hm mało kto ją lubi:-) Ja jednak jestem jej desperacko przeciwny i nigdy nie wyjadę na zimowe narciarskie wakacje(nigdy nie mów nigdy). Jeśli u nas na dalekiej północy zima, to jedyną szansą na ratunek są ciepłe kraje. Można, można i to za niewielkie pieniądze wygrzać zziębnięte członki w promieniach afrykańskiego słońca. Zdecydowane spadki cenowe to końcówka listopada i druga połowa lutego. Jak miło i sympatycznie jest wtedy nasłoneczniać się w temperaturach naszego lata. Nigdy nie zamienię tej przyjemności, na śmiganie po zmarzniętych stokach narciarskich. Jeśli na narty, to łikendowo na pobliskie górki Wieżycy lub Przywidza. Jesień, taka jak teraz to w naszym trójmiejskim przypadku aktywnośc nadmorska. Spacerem, biegiem, rowerem, wzdłuz morza od Gdańska do Sopotu. No cóż, kto lubi jedzie do kaszubskiego lasu na grzyby, dla mnie to jednak żadna przyjemność, ale, ale o gustach się nie dyskutuje:-) Zawsze w drugiej połowie roku, mam poczucie przemijania, po przesileniu wiosenno letnim każdy dzień staje się krótszy, a zieleń coraz dojrzalsza i powoli, powoli obumiera. Dlatego najlepszym miesiącem jest maj, gdy wszystko rozkwita, a perspektywa nowego poranka daje satysfakcję dłuższego SŁOŃCA! Nie narzekajmy jednak, bo za oknem promiennie, ciepło i póki co kolorowo, od spadających liści. SŁONECZNEGO TYGODNIA sobie i ewentualnym czytelnikom gorąco życzę:-)))