czwartek, 6 lutego 2014

Budapeszt

   Byłem w 1976 roku, jako dziecię na OHP, załatwił Tata, piękne wspomnienia no i pewne letnie zauroczenie! Od rana wyrzucamy błoto z kanałów, takie idiotyczne prace bez sensu, a po południu haj lajf w światowym mieście. Pięknie i wielkomiejsko, to było Coś całkiem innego niż Warszawa, pachniało tam Wielkim Światem, my chłopcy z polskiej prowincji czuliśmy ten powiew! Od czasów Budapesztu wiedziałem jak wygląda prawdziwa metropolia i z wielkim szacunkiem podchodzę do CK Monarchii. Tak przy okazji do centrum jeździło się dwoma autobusami i metrem, ale biletów na autobus nigdy się nie kupowało, bo nikt ich nie sprawdzał. To tutaj po raz pierwszy zobaczyłem "na żywo" Rolls Royce'a, tutaj w normalnym sklepie można było kupić zachodnie dżinsy (Lee) i tutaj w byle jakim barze serwowali "Żywca", u nas wtedy nie do dostania. Wszystko pięknie błyszczało, metro chodziło bezbłędnie, secesja wylewała się z każdej kamienicy. Jednak był jeden, ale za to wielki zgrzyt w tym CK mieście. Lenin Utca, taką nazwę nosiła jedna z główniejszych ulic miasta, a końcowy przystanek metra nazywał się Moszkwa Ter. U nas w PRLu, aż tak ostentacyjnie sowietom w dupę  nie włazili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz