Przeżycia z
kawalerskiej kuchni nie dają się opisać w dwóch słowach. To ciężki kawałek
chleba. Śniadanka i kolacyjki pal sześć, jakoś się opędzi. Najgorszy jest
obiad. Planowanie, gotowanie i najstraszniejsze ZMYWANIE i SPRZĄTANIE.
Planowanie, co na jutro, pierwszy tydzień opędziłem pierogami i pyzami z
Biedronki. Zupkę, jeśli jakąś, to szybki kubek i już. Jednak nie żywię się sam,
jestem zobowiązany do urozmaiceń. Synek młodszy przychodzi z pracy zmęczony,
nie wypada jeść monotonnie. Lodówka pełna mięsa, tylko jak to się robi?! Jakieś
kotlety, ok., tylko jak zacznę, to zaświnię całą kuchnię i znowu mycie i
sprzątanie! Może jakaś fasolka po bretońsku ze słoika, do tego surówka z
marketu i będzie. Tylko, że to dopiero początek, co dalej. Odmrozić i zrobić
mielone, jak pomyślę o tym bałaganie, to mi się odechciewa! Mrożone warzywa z
woreczka i kawałki mięsa do tego, zamrażarka cały czas pełna! Zrobione, mało sprzątania,
jest dobrze. Hm,co na jutro, kołduny z woreczka w czerwonym barszczu błyskawicznym
i jest świetnie, zmywanie i sprzątanie niezbyt duże. Kolejny dzień, no całe
szczęście idziemy na obiad do Mamy. Dodatkowy plus, Mama daje obiad w
pojemniczkach na kolejny dzień, uratowany! Chwila oddechu, co na pojutrze,
można powtórzyć pierogi z Biedronki. Mięsa z zamrażarki nie ruszać, za duży
bałagan przy robieniu. Mam pomysł zamówimy pizze, schludnie czysto, kartoniki
do śmietnika, tyko talerze do mycia. Nie jest lekko na posterunku, a Kawaleria
spodziewana dopiero za miesiąc!!!
PS. Pilnie szukam, zawieruszonej książki kucharskiej mojej
Babci. Dzieło p. Monatowej jest z początku XX. w. może tam coś znajdę, jak
zoczę ciekawy przepis, nie omieszkam opublikować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz