Dzisiaj w
amerykańskim Kongresie, premiera filmu, Wałęsa. Przed laty przemówienie dla obu
izb amerykańskiego parlamentu, było największym tryumfem Robotnika z Gdańska.
To wystąpienie stanowiło swoistą cezurę, jego oszałamiającej kariery, od tego
momentu już nigdy nie wzleciał tak wysoko. Wręcz zaczął powoli obniżać swe
loty, aż do „smuty” dnia dzisiejszego. Wydaje się, że owacja na stojąco
zgotowana po tej przemowie, odmieniła go do tego stopnia, że zaczął sam siebie
uważać za nieomylnego Mędrca!
Lech Wałęsa, patron
lotniska w moim mieście, pomnik postawiony za życia! Schizofreniczna postać,
której chichot historii zapewnił nieśmiertelność. Prosty chłopak ze wsi, umiastowiony
w Gdańsku, z chłopa na robotnika, typowo socjalistyczny awans. Całkowity brak
rodzinnych wzorców, żadnych zainteresowań, wykształcenie na poziomie marnej
zawodówki, wiedza o świecie czerpana z codzienności, niechętny stosunek do
nauki, a szczególnie do książek. Taki był w młodości, jak zresztą wielu mu
podobnych zindustrializowanych młodzieńców ze wsi. Robotnik w stoczni, z
cechami małego lidera, aktywizuje się społecznie, ludzie go słuchają. Grudzień
1970, strajki i masakra, aktywnie uczestniczy w protestach, ale już wtedy jest
na haczyku bezpieki. Rodzina, dzieci, cała gromadka, ciężko jest żyć, pracuje i
dodatkowo „wygrywa w totolotka”. Przypadkiem, czy na rozkaz, angażuje się w
działalność Wolnych Związków Zawodowych. Krzysztof Wyszkowski wspomina go, jako
cichego małomównego osobnika, który z czasem zaczął mieć zupełnie odleciane pomysły
na walkę z systemem. Koledzy z WZZ traktowali go wówczas z dużą dozą wyrozumiałej
wyższości. W gronie tuzów i inteligentów nie błyszczał.
Teraz już wiemy, że
był TW, a jego flirt z bezpieką zakończył się w 1976 roku. Potem przyszedł
Sierpień 1980 i wiatr historii, całkiem odmienił życie nadpobudliwego
robotnika. Został przywódcą strajku w Stoczni Gdańskiej. Swoją drogą, jak mocno zinfiltrowana musiała
być opozycja, skoro na czele trzech najważniejszych strajków Sierpnia 80, w
Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu, stali byli, bądź aktywni donosiciele (TW)!
Dalej działo się
jeszcze wiele, aż wiatr historii doprowadził go do wrót III RP i właśnie z tej
perspektywy powinniśmy oceniać dokonania Wałęsy.
Jak sklasyfikować,
tę postać, czy ze splendorem beatyfikować za życia, czy odsądzać od czci i
wiary. Ani jedno, ani drugie, wielowątkowość postępowania tego człowieka, nie
pozwala nam go jednoznacznie zaszufladkować. Pierwsze młodzieńcze i robotnicze
życie, od sikającego do chrzcielnicy chłopaka, po nieślubne dziecko, cóż, kto z
was bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień, szczególnie, że wzorców
szlachetności z domu nie wyniósł. Potem małżeństwo i gromadka dzieci, czy
świadomą współpracę z SB można jakoś usprawiedliwić, na pewno nie, to czarna
karta w życiorysie. Nie zapominajmy jednak, że potrafił się z tego otrząsnąć i
zerwać łańcuch, wielu mądrzejszych i inteligentniejszych tego nie potrafiło
uczynić! W stanie wojennym, internowany, nie dał się złamać i trwał na
posterunku, chwalebne. Potem okrągły stół i układanie się z komuchami, jest
wiele słów krytycznych, padają nawet słowa o narodowej zdradzie. Pamiętajmy
jednak, że oceniamy działania z perspektywy czasu, mądrzejsi o wiedzę dalszych
zdarzeń. Wtedy, to była terra incognita, nikt nie szedł jeszcze tą drogą, może
można było inaczej, ale za miedzą cały czas czaił się jeszcze Sowiecki
Niedźwiedź!
Dobrnęliśmy do
Wolnej Polski i wyboru naszego bohatera na pierwszego Prezydenta wolnego kraju.
Pełna euforia i zachwyt, jednak nie wszędzie, lewicowe elity, które torowały
drogę do niepodległości, zaczynają dyktować swoje warunki. Wałęsa im śmierdzi,
główne media przedstawiają jego buraczano-pszeniczne zachowania, robią z niego
prostaka i ksenofoba, a niekiedy nawet
antysemitę. Nagonka pełna, Wałęsa się miota, do tego osaczają go ludzie w
rodzaju Wachowskiego. W promieniach prezydenckiego słońca ogrzewają się
przedstawiciele betonowego wojska i szemrańcy służb specjalnych z czasów PRLu.
Co się stało z naszym wspaniałym bezkompromisowym wodzem, trybunem ludowym,
czyżby ktoś chwycił go za gardło?!
Tak, za gardło trzymały go, jego własne donosy,
pieczołowicie zarchiwizowane w piwnicach UOPu. Dorwał się do nich i wyrrrrwał,
co było trzeba, uff spokój, ale gdzie tam, przecież ruskie na pewno mają kopie,
a ludzie Kiszczaka i Jaruzelskiego nie są od nich gorsi!
Cała kadencja podszyta
strachem, paraliżowała nawet myśl o reformach. Karty z dużą swobodą układali
dawni funkcjonariusze komuny. Trzeba przyznać, że z sukcesem dla siebie, swoich
rodzin i kolegów z kompartii. Dlatego też dzisiaj leżymy totalnie udupieni, bo zabrakło
odważnych, aby powiedzieć non possumus, dość!!!To wtedy dawne służby
bezproblemowo układały sobie biznesy, grały polską gospodarką, zawłaszczały
banki, a Prezydent milczał, bo trzymali go z grdykę (i nie tylko jego).
Grzechem pierworodnym III RP był brak rozliczeń kapusiów. Nastał przecież czas, kiedy
ruskiemu niedźwiedziowi wypadły zęby, ale i wtedy dla niektórych słowa emeryta
Jaruzelskiego, powiedziane mimochodem, zabrzmiały złowieszczo, jak by tak
dobrze poszukać to jeszcze wiele aureol może pospadać, powiedział niewinnie.Czyja aureola była wtedy najjaśniejsza, oczywiście miłościwie nam panującego Prezydenta Wałęsy!
Czemu nie wykonał gestu i nie włożył szaty pokutnej, przyznanie się do grzechu, uwolniłoby żelazny uścisk Kiszczaków i Jaruzelskich? Nie zrobił tego, pycha zaślepiła go totalnie! W swoim mniemaniu, Wałęsa nie
błądził NIGDY, jednoosobowy pogromca komuny, MĘDRZEC EUROPY, jest czysty jak łza, nieskalany złem i zawsze prawdomówny!!! Już wtedy uwierzył w swą boską wielkość i nieomylność! Kompletny brak samokrytycyzmu, staczał go w
samouwielbienie. Zawsze tak miał, ale na początku drogi potrafił jeszcze nad tym panować, zdarzało się, że słuchał mądrzejszych, ale w końcu owładnęła go PYCHA, miłość własna i tak trwa do dziś.
Stał się karykaturą samego siebie, teraz prawie wszyscy wokoło śmieją się z niego i jego wypisywanych na GG mądrości.
W ciągu ostatnich paru lat, świadectwo nieomylności wystawiają mu, o ironio, byli antagoniści, czyli Michnikowy Salon i lubieżnicy od Urbana. Niedawno jeszcze wyśmiewali jego buraczane prostactwo i głupotę(OTAKE), a obecnie przyjęli w swe szeregi i koniunkturalnie schlebiają. Wałęsa „robi” u nich, za taran przeciw Kaczorowi.
„Mędrzec” w zaślepieniu nie widzi, że jest manipulowany, a obecni salonowi admiratrorzy wyplują go z
odrazą, gdy tylko przestanie być użyteczny!
Na przestrzeni lat i oszałamiającej kariery tego bystrego robotnika, historia zatoczyła koło, z
uwielbianego przez tłumy, noszonego na rękach Przywódcy, stał się śmiesznym, bezkrytycznym bufonkiem, wyśmiewanym przez dawnych admiratorów, czyli zwykłych ludzi!
Nie ulega jednak wątpliwości, że przejdzie do historii, jako symbol Solidarności i naszej polskiej drogi do wolności, szkoda tylko, że tak bardzo się pogubił i rozmienił swą dawną wielkość na szemrane i głupie gierki bieżącej polityki!PS. Jeszcze do dzisiaj dźwięczą mi w uszach słowa Bronisława Geremka, kiedy to przy kłopotach z „przepchnięciem” listy krajowej podczas czerwcowych wyborów 1989, mówił w mediach pacta sunt servanda i paktów z komunistami, dotrzymywali nasi wspaniali architekci wolności, nawet wtedy, kiedy ruskie zagrożenie już minęło, cóż było tego powodem, ano niestety, zagrożone upadkiem AUREOLE!!!
Przypadek z niedzieli, mówi wszystko o mentalności, pana LW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz