wtorek, 21 stycznia 2014

Babcia Tosia - Zapiski cz. 1

Nasza Babcia Tosia, Teodozja Wasilewska, ur. 20 sierpnia 1910 r. w Nowej Wilejce, zmarła 1 lutego 2006 r. w Sopocie, Kresowianka. Dzięki niej pokochaliśmy Polskę, poznaliśmy najlepszą literaturę, od najmłodszych lat wiedzieli co dobre, a co złe. Życiowo mądra, wybitnie inteligentna. Wychowanka Gimnazjum Sióstr Nazaretanek w Wilnie, "Prezeska" Sodalicji Mariańskiej w tymże gimnazjum.
Oto wycinek z osobistych zapisków Babci, w którym opisuje historię swojego długiego życia.Notatnik w formie zapisanego brulionu, znalazła przypadkiem w styczniu tego roku moja Mama. Tytuł rękopisu nadany przez Babcię:

                                            Zapiski Babci Tosi dla Rodziny.

Z okazji Dnia Babci i zbliżającej się, 8 rocznicy śmierci, zamieszczam fragment, a ponieważ brulion jest prawie w całości zapisany, wybrane fragmenty publikował będę, przez kilka sobót.


Honia prosiła mnie kiedyś, abym opowiedziała o swoim dzieciństwie, latach nauki u Sióstr Nazaretanek w Wilnie, ale dla mnie to jest okres smutny i nie łatwy, bo tylko praca nad sobą bez radości dziecięcej, bunt i smutek.
Może zacznę od tego, że po śmierci Ojca mojego, który zginął w wypadku( był maszynistą i zgodził się prowadzić parowóz z pękniętym tendrem, niestety kocioł wybuchł i śmiertelnie poparzył Pradziadka Michała - przypis FL)pojechaliśmy z Mamą do Rosji na Ukrainę do miasta Romny. Ja miałam 5 lat. W Rosji Mama musiała pracować na życie, więc oddała nie do polskiej ochronki, gdzie byłam, aż do powrotu do Nowej Wilejki. Jak tam strasznie się buntowałam, że bracia są w domu, a mnie oddano do obcych ludzi (Babcia miała dwóch starszych braci, Wilhelma i Stacha - FL). W ochronce wychowywano nas bardzo patriotycznie. Uczono miłości Ojczyzny, która kiedyś była wolna, silna i wielka i taka kiedyś będzie. Były tam ciągle jakieś przedstawienia, jakieś pogadanki. Czytano historię Polski. Pamiętam jak raz przyszli do Ochronki Sokoli w ślicznym stroju, peleryny, kapelusze z piórami, a jak zaśpiewali nam "Z dymem Pożarów", to było coś tak pięknego, że pamiętam to do dziś.
W jesieni 1918 roku wróciliśmy do Nowej Wilejki do swego domu, ale wtedy byli Niemcy i był straszny głód. Mama z chłopcami chodziła na Litwę, niosła tam na plecach worki soli, której tam nie było, a przynosiła mąkę na chleb i zacierki i tak było, aż Piłsudzki (oryg.)zwyciężył i była Polska Wolna i niezależna. W 1923 roku Mama oddała mie do gimnazjum prywatnego do Sióstr Nazaretanek (Prababcia Ewa Matuć, miała prawo wykształcić jedno ze swoich dzieci na koszt Państwa Polskiego, jako wdowa po tragicznie zmarłym mężu, wybrała najmłodszą, Tosię -FL). Wtedy zaczął się mój drugi dramat, naturalnie wg mego mniemania, bo de facto, był to wielki sukces życiowy. Bo byłam w szkole i internacie najlepszej w Wilnie.


Na dzisiaj koniec, ciag dalszy w sobotę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz