Brannigan, GB 1975, firmowany przez Lwa MGM. Luźna komediowa opowiastka o brytyjskich policjantach i międzynarodowych gangsterach, a wśród tego towarzystwa, niestrudzony amerykański porucznik Brannigan z Chicago. W tej roli zwalisty i mocno podtatusiały John Wayne (1907 - 1979). Ze strony Scotland Yardu, Inspektor z tyułem szlacheckim. Lord na filmie i w rzeczywistości, czyli sir Richard Attenborough(ur. 29 sierpnia 1923 r). W przypadku Wayne'a stopień porucznika zdecydowanie nie adekwatny do wieku, miał wtedy 68 lat! Mimo to, trzyma się dziarsko, celnie strzela, przy okazji unikając kilku niecnych pułapek na swoje życie. Można powiedzić dystans i autoparodia, czy było to zamierzone, nie wiadomo.
Na pierwszy rzut oka, filmik jakich wiele, lekki, łatwy i przyjemny, obejrzeć i zapomnieć. Jednak nie do końca, dla mnie jest w tym kryminale coś wyjątkowo urokliwego i godnego polecenia. Tym czymś są obrazki Londynu A.D. 1975. Mamy tu wszystko od Pałacu Buckingham, przez Parlament, Piccadilly Circus, Tower of London, Tower Bridge i setki innych wielce znajomych obrazków, tyle że innych, mniej eleganckich, trochę zaniedbanych. Jeździmy wraz z bohaterami po słynnych londyńskich Dokach, nieistniejących już terenach przemysłowych, zwiedzamy zwykłe zaciszne uliczki i słynne hotele. Oglądamy mieszający sie na ulicach codzienny kolorowy tłum, jeżdżące wówczas samochody, Fordy Escorty, Fordy Granada, Fordy Capri (swoją drogą trochę dużo tych Fordów, dzisiaj nazwalibyśmy to lokowaniem produktu). Jest w tym obrazie prawdziwy kawałek ówczesnego Londynu, miło spojrzeć i zapamiętać.
Współcześnie to już inne miasto, pięknie wypucowane i odnowione, z czystą Tamizą, Milenijnym Kołem i masą nowoczesnych wieżowców, nawet obecny Pałac Buckingham jawi sie jakoś jaśniej!
Ciekawe czy reżyser Douglas Hickox(1929 -1988) kręcąc film, zakładał również jego przyszłe historyczno - poznawcze walory. Zapewne tak, był przecież rodowitym londyńczykiem.
Patrząc z perspekywy czasu, właśnie teraz, prawie 40 lat po premierze, władze miasta powinny w uznaniu jego kronikarsko - filmowych zasług dla Stolicy Imperium, uhonorawać go jakimś małym pomniczkiem, lub chociażby skromną tablicą pamiątkową, (chyba że już to uczyniły?).
Podobnie kronikarski, ale fabularnie o wiele lepszy film o "Londku" nakręcił w 1971 r. inny londyńczyk, sam Alfred Hitchcock - Szał(Frenzy) z Johnem Finchem w roli głównej oraz Barry Fosterem w kreacji rudowłosego dusiciela.
PS. Film obejrzałem wczoraj (18 stycznia) na kanale MGM, zapewne będą go jeszcze powtarzać wielokrotnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz