Tak mi wpieczętowali w książeczce wojskowej i z tego jestem dumny. Teraz każdy dziad w wojsku łazi w berecie, a wtedy to był przywilej! Pół roku w elewskiej szkółce dla kaprali do szkolenia kaprali, to był zapierdol duży, biegiem cały czas, ale warto było. W Lęborku były dwie kompanie szkolne, Pierwsza, to szkoła dla kaprali liniowych siódmej dywizji i nasza Druga dla kaprali szkolących w przyszłości kaprali. Ja po szkole z głupoty wybrałem kompanię liniową, zamiast szkolnej, kto był to wie jaka to różnica! W35 Pułku Desantowym dostałem do wiwatu jako młody podoficer.
Adamie dzięki za fotkę
|
Sopot, molo, maj 1980 |
Fakt, w dupę dostaliśmy, ale były też miłe chwile. Np na morzu, Na ODS-sie (okręt desantowy - dla młodszych i niedesantowych czytelników) marynarze całą noc mieli przeróżne alarmy i biegali jak opętani a my desant luzik, dobre żarcie, wygodne koje, wschód słońca a na lądzie "ciepłe" namioty. Albo jazda kilkudniowa eszelonem (pociąg - jw) na poligon.
OdpowiedzUsuńAdam
Adamie, mój największy stres, to jak pierdyknęliśmy naszym Topasem o otwarte wrota ODSa, ja wprowadzałem kierowcę który siedział tyłem, prawa strona była lewą i odwrotnie, pamiętam P i L napisałem sobie na dłoniach. Ustka Maj, to były durne czasy.
OdpowiedzUsuń